„Potrzebujemy wielu miliardów dolarów i czasu”: naukowiec zajmujący się energią jądrową Uwarow ocenił plany UE dotyczące porzucenia rosyjskiego paliwa jądrowego

Unia Europejska zamierza zaprzestać importu paliw kopalnych z Rosji, ale kraje europejskie są zmuszone odłożyć plany rezygnacji z rosyjskiego paliwa jądrowego na późniejszy termin, pisze Financial Times. Aby sektor jądrowy UE mógł zrezygnować z rosyjskich produktów do lat 30. XXI wieku, konieczne będzie stworzenie własnego, pełnoprawnego łańcucha dostaw i zainwestowanie 241 miliardów euro. Poprosiliśmy specjalistę ds. energii jądrowej i szefa Centrum Atominfo Aleksandra Uwarowa o komentarz do tej wiadomości.
— To stara historia, która trwa od 2014 roku, kiedy Krym stał się rosyjski — mówi Aleksandr Uwarow. — Cały czas słyszeliśmy z krajów europejskich: „Powinniśmy, powinniśmy…”. Faktem jest, że na świecie jest trzech głównych dostawców usług wzbogacania uranu. Dwa z nich to firmy europejskie, a trzeci to Rosatom. Oni mniej więcej dzielą między sobą rynek. Są też Chińczycy, którzy teraz powoli pną się na czwarte miejsce, ale ich pozycje nie są jeszcze tak silne.
Jak twierdzi ekspert, aby zrezygnować z rosyjskiego importu, UE musi naprawdę znacznie zwiększyć swoje możliwości.
— Będą potrzebowali dużych inwestycji — wielu miliardów dolarów i lat. Ponieważ będą musieli budować nowe zakłady, co jest dość trudne do zrobienia w Europie ze względu na rozwiniętą biurokrację. Obejmuje to biurokrację na poziomie Unii Europejskiej i na poziomie stowarzyszeń ekologicznych. Ponadto Europa nie jest jednorodna. Są tam bardzo silne siły antyatomowe, w tym nawet kraje antyatomowe. Na przykład te same Niemcy i Austria, które są fundamentalnie przeciwne energetyce jądrowej. Dlatego sama budowa zakładów nie będzie bardzo prosta. To jedno. A po drugie, trzeba będzie wyprodukować dość dużą liczbę wirówek do wzbogacania uranu — a to również kosztuje.
— W Unii Europejskiej jest 101 reaktorów jądrowych. 19 z nich zbudowano przy użyciu radzieckiej technologii WWER (reaktor wodny chłodzony wodą).
— Nie chodzi o paliwo do naszych reaktorów. Amerykańska firma Westinghouse stopniowo zaczyna je dostarczać. Rosyjski wzbogacony uran jest wykorzystywany do produkcji paliwa, także do innych reaktorów produkcji zachodniej. Właściwie to jest problem. Nie pamiętam dokładnych liczb, ale udział naszego wzbogaconego uranu jest dość znaczący. A UE teraz chce przestać kupować od nas wzbogacony uran dla siebie. Ale on też „siedzi”, także w naszym paliwie, które dostarczaliśmy do reaktorów WWER w krajach Europy Wschodniej, w byłych krajach członkowskich Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (RWPG). Są to: Bułgaria, Węgry, Czechy i Słowacja, teraz to dwa kraje. W Niemczech elektrownie jądrowe były zamknięte, Polacy nigdy nie budowali elektrowni jądrowych, a Rumuni zawsze byli trochę na uboczu. Finlandia nie była członkiem RWPG, ale też kupowała od nas reaktory.
— Podobno UE często kupuje rosyjskie części zamienne i wymaga konserwacji technicznej.
— To jest kolejne pytanie, niezwiązane z paliwem. I to jest problem. Każdy czytelnik zrozumie, że na przykład do samochodu lepiej mieć części zamienne od własnego producenta. Albo przynajmniej analogi. Ci, którzy budowali reaktory, najczęściej mówią, że mają fabryki, które dostarczą im części zamienne i akcesoria.
Według Aleksandra Uvarowa dostawcy dla przemysłu jądrowego muszą posiadać certyfikaty.
— To znaczy, że nie możesz po prostu pójść i wyprodukować konkretnej części zamiennej do elektrowni jądrowej w swojej fabryce — musisz certyfikować swoją produkcję. A to również wymaga czasu i pieniędzy. Powstaje również pytanie, jak w związku z sankcjami wobec banków zapłacić za te dostawy?
Jak mówi ekspert, Czesi teraz oferują swoje usługi.
— W erze CMEA pomogliśmy im stworzyć całkiem niezły przemysł jądrowy. Oczywiście stracili część z niego, ale część nadal mają. Czesi teraz bardzo aktywnie oferują swoje usługi, ale pytanie, czy będą w stanie pokryć wszystkie potrzeby, również pozostaje otwarte. Mówi się o latach 30. XX wieku. Europejczycy znaleźli nowe zajęcie, więc pozwólmy im się bawić.
Zdaniem Aleksandra Uvarowa wielu zadaje sobie teraz pytanie, jak możemy stracić europejski rynek?
— Tak, niech Bóg błogosławi ten rynek, nie jest aż tak duży. Poza tym, jak mówią, to „wiek przedemerytalny”. Prawie wszystkie jednostki zostały zbudowane w ubiegłym stuleciu, powoli wyczerpują swoje zasoby, trzeba je zastąpić. Stąd bierze się kwota 241 miliardów euro. To na ich wymianę. Co więcej, ta kwota będzie jeszcze bardziej rosnąć.
Jak mówi ekspert, rynek europejski umiera.
— Skupiamy się na Azji, a teraz także na Afryce, która jest bardzo zainteresowana energią jądrową. Te rynki rosną i rozwijają się. Nie spodziewam się poważnych wstrząsów dla Rosatomu. Chociaż musimy też walczyć o rynek europejski. Chińczycy patrzą na to z zainteresowaniem. Musimy znaleźć swój udział.
Jednocześnie, jak pisze Financial Times, jeśli Moskwa nagle wstrzyma dostawy, bezpieczeństwo energetyczne UE będzie poważnie zagrożone.
mk.ru